środa, 23 lipca 2014

Antwerpia (21)

Od torów kolejowych dobiega odgłos przejeżdżających pociągów. Wydają różne dźwięki. Najczęstszy jest metaliczny. Jakby pociąg ślizgał się na płozach, a nie toczył. Gdzieś tu przejeżdżają zwrotnice, albo zaczynają hamować, bo za kilometr, dwa, już Antwerpen Centraal, a właściwie Midden-Statie. Główny dworzec miasta to stacja czołowa. Pociągi nie jadą dalej, tylko dojeżdżają i się wycofują. Każdy przejeżdża więc obok mnie dwa razy. Wtę i wewtę. Każdy słyszę podwójnie. W drodze tam i z powrotem. Nocą nie ma pociągów. Stacja zamknięta. Dowiedziałem się o tym, kiedy jako student włóczyłem się z plecakiem po Niderlandach. Pociąg do Holandii miałem rano. Myślałem, prześpię się na ławce małej poczekalni. Właśnie zapadłem w drzemkę, kiedy belgijski sokista wyszarpał mnie ze snu. I jeszcze jakiegoś Anglika na drugiej ławce. Już miał nas wyrzucać, ale zacząłem 'kłapać po flamandzku' (Vlaams klappen), że student, że z Polski, że niderlandystyka... pozwolił zostać. Anglik też się załapał na ten ekstraordynaryjny permit. Belgijski sokista zamknął nas w pomieszczeniu. Twarda ławka, krótka noc, mocny sen. Rano jadąc do Delft musiałem mijać to miejsce na Oostenstraat. A Delft to już zupełnie inna historia. 

 

 

 

(fot. J. Koch)


 

 

(fot. J. Koch)


(fot. J. Koch)


(fot. J. Koch)


(fot. J. Koch)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz